,,Czekolada nie zadaje pytań, czekolada rozumie...''
Perspektywa Elizabeth...
Matko boska... Głowę mi rozsadza! Co ja wczoraj robiłam? Dobra czas wstawać.
Powoli otworzyłam ociężałe powieki. Jednak to był zły pomył. Musiałam zamrugać parokrotnie, by przyzwyczaić moje tęczówki do światła. Jak najwolniej, uniosłam swoje ciało do siadu. Rozejrzałam się na boki. Mój wzrok przykuły dwie gitary! Ale one nie były moje. Oczywiście chciałam takie mieć. Dobra spytam się potem, mojej ''siostry''. Spojrzałam na podłogę, leżały tam moje ulubione czarne szpilki z ćwiekami. Obok nich leżała moja skórzana kurtka. Na mojej etażerce, leżała czarna kopertówka i czarne kolczyki. Na sobie miałam jasne dżinsy, i białą bluzkę z wielkim czarnym sercem. Wstałam wolno z łóżka, po czym ruszyłam do mojej garderoby. Z tam tond wybrałam szare dżinsowe szorty, czerwoną bluzkę, na krótki rękaw z dużym sercem w panterkę. Czerwoną bandankę, bransoletkę z różnymi breloczkami. Oraz czerwone converse za kostkę. Z ciuchami pod pachom udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro i aż podskoczyłam. Wory od oczami i rozmazany makijaż... Wyglądałam okropnie. Wybrany zestaw odłożyłam na bok. A ja sama wskoczyłam pod prysznic. O tak zimny prysznic z rana pobudza. Po wyjściu z kabiny, owinęłam się białym puchatym ręcznikiem, aby następnie przebrać się. Na usta nałożyłam tylko różowy błyszczyk. Moje włosy upięłam w warkocz francuski. Wychodząc z łazienki spojrzałam na zegarek wskazywał 12:55. No nic weszłam do kuchni, i zastałam tam czarnowłosą. Na sobie miała kremową bluzkę, na ramiączkach z wielkim czarnym drzewem, ciemne dżinsy. Na szyi miała zawieszoną kremową apaszkę, z czarnymi gwiazdkami. Z pod której wystawał wisiorek klucz. Na jej ręce widniała bransoletka wąż. Włosy upięła w koka. Na jej głowie widniała brązowa opaska, a na nosie okulary przeciwsłoneczne. Wyglądała bosko.
- Rose? - Spytałam słabym głosem.
- Obok twojego talerza. - Powiedziała przerywając na chwilę jedzenie.
Czym prędzej połknęłam tabletki, popijając je wodą, które leżały obok talerza wypełnionego pysznym śniadaniem.
- Mogę wiedzieć co my wczoraj robiłyśmy? - Zapytałam czarnowłosej.
- A więc zacznijmy od tego...
Retrospekcja, perspektywa Rozalindę...
- Bip! Bip! Bip! - Wkurzający budzik!
Zwlekłam moje cztery litery z łóżka. Stanęłam na środku pokoju, i rozejrzałam się.
Białe łóżko, zasłonięte miętową pościelą. Dwie czarno-białe etażerki na, których stały czarne lampy.
Nad łóżkiem widniało moje motto ''Live every moment... Laugh every day... Love beyond words...'' co znaczy '' Żyć każdą chwilą... Śmiać się codziennie... Miłość poza słowami...''
Po bokach łóżka na białych panelach leżały ciemno-miętowe dywaniki. Ściana obok etażerek była szarą tapetą. Natomiast druga ściana była blado-niebieska. Z okna miałam piękny widok na śliczny ogród. Na moim parapecie, stały dwie doniczki z niebieskim i białym kwiatem. Połowę grzejnika, zasłaniała długa do ziemi ciemno-miętowa zasłona. Udałam się do przestrzennej garderoby, utrzymanej w jasnych kolorach. W końcu musiałam się przebrać z mojej ulubionej piżamy.
Składającej się, z długiej czarnej koszulki, z nadrukiem białego malutkiego tygryska. Czarnych majtek, i czarnych ciepłych balerinek.
Wybrałam sobie białe rurki, szarawą bluzę, sięgającą trochę dalej niż pod cycki. Szarą smerfetkę, białe kujonki i białe buty emu. Z wybranymi ciuchami udałam się do łazienki. Owe pomieszczenie utrzymane było w barwach jasnego piasku. Weszłam pod biały prysznic, ówcześnie zostawiłam ciuchy na półce. Umalowana wyszłam z łazienki. Wymarzyłam sobie kanapki, które robiła moja babcia.
Spojrzałam na zegarek. 12:30. Cholera jak późno! Na lodówce zostawiłam kartkę dla tej złej małpy.
Białowłosa małpo!
Mam coś na kształt rozmowy kwalifikacyjnej, więc wrócę około 20:00.
Buziaki ;****
Czarnowłosa...
***
Tak! Dostałam się! Nie dość, że dostałam się na wymarzone studia, to jeszcze będę tańczyć w teledysku! Ale kogo dowiecie się później...
Wchodząc do domu, usłyszałam grający telewizor. Wszędzie było ciemno, za przeproszeniem jak w ,,dupie u murzyna''. Weszłam do salonu. Panował tam okropny syf! A rano lśniło tu czystością.
- Czekolada nie zadaje pytań, czekolada rozumie...- co ona znów wygaduje?!
- Ej. Eliz? Co Ci znowu? - Spytałam łagodnie.
- On...Ma...Dziewczynę...- Jej głos łamał się za każdym razem.
- Oj kochanie, miałaś zapomnieć o tym...tym debilu, z orzeszkiem zamiast mózgu.
- Ale mówił, że o mnie nie zapomni!
- Skoro On o tobie zapomniał, to ty zapomnij o nim.
- Ale to nie jest proste...
- No to może, na początek pójdziemy do klubu?
- Dobra - Na jej ustach malował się delikatny uśmiech.
- Leć się przyszykować.
- Tak mamo! - Zasalutowała jak żołnierz.
Tak samo jak młoda, udałam się do pokoju. Wybrałam białą sukienkę, z falbankami z czarnymi zakończeniami i czarnym paskiem w talii. Czarne szpilki, czarną torebkę przez ramię. Kolczyki z dużymi białymi kamieniami.Czarną bransoletkę z białymi małymi kamieniami. Rzęsy przejechałam tuszem. Make-up zrobiłam dość widoczny. Włosy upięłam w warkocza.
- A zapomniałabym! Mam dla ciebie niespodziankę! - Wypiszczałam podekscytowana.
- Patrz, aż jestem mokra z tego powodu! - Wykrzyknęła sarkastycznie.
- Ech! Jeszcze będziesz mi dziękować. - To powiedziawszy, wyszłam na dwór.
- Ciekawe za...- zacięła się widząc przed domem czarne lamborghini.
Natomiast ja zwróciłam wzrok na mojego citroena DS5.
- Twój jest czarny.
- Dzięki!!!!!!!!!
- Ale do klubu jedziemy taksówką.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale! - Warknęłam.
- Dobra, dobra... - Podniosła ręce w geście obronnym.
To be continue...