Ile was tu było:

środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 4

"Spróbuj po prostu żyć. Rozpamiętywanie jest zajęciem starców..."

 Narracja trzecio osobowa...
Zwykłe, karmelowe ściany. Z paroma zdjęciami i rysunkami, wykonane ręką chłopaka, siedzącego na łóżku. Ale, dla Niego, ta ściana była niezwykła. Zwłaszcza jeden zakrywający, tą karmelową ,,ściankę,, kawałek. Było tam zdjęcie. W zwykłej, czarnej ramce, ale dla Niego wyjątkowej. Bo od Niej. Mógł patrzeć się na nie, całymi godzinami. Na zdjęciu, była średniego wzrostu, szatynka z białymi końcówkami,* w jej szarych tęczówkach, widniały ogniki szczęścia. Z śnieżno-białymi, płatkami śniegu na rzęsach i włosach wyglądała uroczo. Ubrana  była w zestaw od jego siostry, czarny T-shirt z nadrukiem lasu. Do tego czarne rurki, opinające jej idealne nogi. Na to założoną, miała brązową kurtkę. Na jej stopach spoczywały carne, ciepłe buty. Przez ramię miała zawieszoną, ciemno-brązową torbę. Na nadgarstku dziewczyny znajdował się złoty zegarek. Jej różowe usta, wyginały się w szczerym uśmiechu. Na jej zwykle bladych policzkach, spoczywały wielkie rumieńce. Obok niej stał wysoki szatyn, o głębokich czekoladowych oczach. Ubrany był w szarą bejsbolówkę, z skórzanymi rękawami i czarnymi guzikami, do tego przy szyi i nadgarstkach miał czerwono-białe paski. Z pod spodu, wystawał biały T-shirt z nadrukiem. W jego uszach, widniały czarne słuchawki z czerwonym kabelkiem i liczbą sześć. Na szyi, miał zawieszony męski wisiorek z rybą. Do szarych spodni z niskim stanem, założył brązowe trapery. Na rzęsach szatyna jak i na włosach, tak jak u szatynki widniały płatki śniegu. Co dodawało mu delikatności. Malinowe usta odkrywały śnieżno-białe zęby. Dookoła nich prószył śnieg. On pamiętał ten dzień doskonale...
Retrospekcja...
- Zayn! Zaczekaj! - Piszczała 14-sto gwiazdkowa hybryda.
- No dawaj, to nie takie trudne! 
- Dobrze wiesz,... że ja nigdy nie jeździłam... na nartach! - ,,Warknęła,, jeżeli próbowanie zaczerpnąć powietrza, i mówienie jednocześnie  jest warknięciem.
- No i... Się nauczysz! - Wykrzyknął wesoło mulat.
- Ale,  jeżeli rodzice mnie zobaczą, nauka pójdzie w las! Może nie jak zobaczy mnie mama, ale tata... I co wtedy będzie z naszą przyjaźnią? - W jej wiecznie radosnych oczach widać było ból - za utratą przyjaciela, oraz strach - przed brakiem nieznanego jej uczucia.
- Teraz się oto nie martw. - W głosie szatyna można było wyczuć lęk... 
Lęk przed utratą Jej...
- Zgoda! - Cudowny głos wyrwał go z otępienia. 
- Zayn, Eliz! Mam aparat! - Do ich uszu doszedł wesoły krzyk siostry Zayna.
Waliyha bo tak jej na imię. Była śliczną mulatką, o średniej długości włosach w kolorze brązu. Ubrana była w jaskrawy żółty sweter. Na jej szczupłych nogach, opinały się ciemne rajstopy. Na głowie miała, czarną czapkę z pomponem. Na stopach miała czarne kozaczki z różnymi wzorkami. Przez szyję miała zawieszony naszyjnik i aparat. 
 - No i? - Spytał mulat odzyskując humor.
- Braciszku. To. Czyli. Aparat. Służy. Do. Robienia. Zdjęć...
- Och! Wiem do czego służy A.P.A.R.A.T! - Warknął z udawanym oburzeniem, na twarzy. - Pytam po co go przyniosłaś.
- Do zrobienia T.O.B.I.E i czarnulce zdjęć!
- Aha...
- Ciołek... - Westchnęła Eliz, na co brązowooka zaśmiała się. 
- Ej! - ,,Oburzył,, się chłopak.
- Ustawcie się... O tak jest dobrze.
- SER! - Wykrzyknęła dwójka nastolatków. Właśnie w chwili, kiedy siostra bruneta robiła zdjęcie, z nieba zaczął prószyć śnieg. Wyglądało to naprawdę magicznie. Ale, to co piękne szybko się kończy...
Nagle twarz brunetki pobladła. Wskazała miejsce za demonem i hybrydom...
Koniec retrospekcji...
Właśnie w chwili, gdy mulat przypominał sobie tamtą scenę, do jego pokoju wpadł nie kto inny jak BATMAN!!!! Nie no, był to Louis przebrany za batmana z patelnią na łbie. Stał dumnie, patrząc w dal i bełkocząc coś pod nosem.
- Lou?
- Tak Mademoiselle?
- Po pierwsze nie jestem kobietą. Po drugie jesteś pijany?
- Nie! Nudziło mi się.
- Z kim ja mieszkam...-westchnął ciężko szatyn.
- Ej! - Brunet chciał ,,oburzony,, wyjść z jego pokoju gdy nagle, odwrócił się i rzekł:
- Spróbuj po prostu żyć. Rozpamiętywanie jest zajęciem starców...
- Ale? Skąd? Ty... - Pytał zdezorientowały chłopak.
- Nie znam cię od dzisiaj Zayn... - Po czym, po prostu wyszedł.
- Dzięki Lou... - Szepnął szatyn sam do siebie, po czym opadł na łóżko ciężko wzdychając. Sięgnął do kieszeni swoich ciemnych rurek po telefon. Wybrał ostateczny numer...
- Perrie?
Wtedy nie wiedział, że wraz z tym telefonem może zaważyć to na jego przyszłości.
---------------------------------------------------------------------------------
Sorry jeden dzień później. Nie zwalam tego na naukę. Bo przyznajmy szczerze nie uczę się... (ale o tym cicho szaaaaaa..............) A więc O to i rozdział czwarty.
*Wtedy Eliz miała brązowe włosy z białymi końcówkami...
Komentujcie jeśli czytacie Plisssssssssssssss................. <3

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz