Ile was tu było:

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 5

,,Czekolada nie zadaje pytań, czekolada rozumie...''

Perspektywa Elizabeth...
Matko boska... Głowę mi rozsadza! Co ja wczoraj robiłam? Dobra czas wstawać.
Powoli otworzyłam ociężałe powieki. Jednak to był zły pomył. Musiałam zamrugać parokrotnie, by przyzwyczaić moje tęczówki do światła. Jak najwolniej, uniosłam swoje ciało do siadu. Rozejrzałam się na boki. Mój wzrok przykuły dwie gitary! Ale one nie były moje. Oczywiście chciałam takie mieć. Dobra spytam się potem, mojej ''siostry''. Spojrzałam na podłogę, leżały tam moje ulubione czarne szpilki z ćwiekami. Obok nich leżała moja skórzana kurtka. Na mojej etażerce, leżała czarna kopertówka i czarne kolczyki. Na sobie miałam jasne dżinsy, i białą bluzkę z wielkim czarnym sercem. Wstałam wolno z łóżka, po czym ruszyłam do mojej garderoby. Z tam tond wybrałam szare dżinsowe szorty, czerwoną bluzkę, na krótki rękaw z dużym sercem w panterkę. Czerwoną bandankę, bransoletkę z różnymi breloczkami. Oraz czerwone converse za kostkę. Z ciuchami pod pachom udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro i aż podskoczyłam. Wory od oczami i rozmazany makijaż... Wyglądałam okropnie. Wybrany zestaw odłożyłam na bok. A ja sama wskoczyłam pod prysznic. O tak zimny prysznic z rana pobudza. Po wyjściu z kabiny, owinęłam się białym puchatym ręcznikiem, aby następnie przebrać się. Na usta nałożyłam tylko różowy błyszczyk. Moje włosy upięłam w warkocz francuski. Wychodząc z łazienki spojrzałam na zegarek wskazywał 12:55. No nic weszłam do kuchni, i zastałam tam czarnowłosą. Na sobie miała kremową bluzkę, na ramiączkach z wielkim czarnym drzewem, ciemne dżinsy. Na szyi miała zawieszoną kremową apaszkę, z czarnymi gwiazdkami. Z pod której wystawał wisiorek klucz. Na jej ręce widniała bransoletka wąż. Włosy upięła w koka. Na jej głowie widniała brązowa opaska, a na nosie okulary przeciwsłoneczne. Wyglądała bosko.
- Rose? - Spytałam słabym głosem.
- Obok twojego talerza. - Powiedziała przerywając na chwilę jedzenie.
Czym prędzej połknęłam tabletki, popijając je wodą, które leżały obok talerza wypełnionego pysznym śniadaniem.
- Mogę wiedzieć co my wczoraj robiłyśmy? - Zapytałam czarnowłosej.
- A więc zacznijmy od tego...
Retrospekcja, perspektywa Rozalindę...
- Bip! Bip! Bip! - Wkurzający budzik!
Zwlekłam moje cztery litery z łóżka. Stanęłam na środku pokoju, i rozejrzałam się.
Białe łóżko, zasłonięte miętową pościelą. Dwie czarno-białe etażerki na, których stały czarne lampy.
Nad łóżkiem widniało moje motto ''Live every moment... Laugh every day... Love beyond words...'' co znaczy '' Żyć każdą chwilą... Śmiać się codziennie... Miłość poza słowami...''
Po bokach łóżka na białych panelach leżały ciemno-miętowe dywaniki. Ściana obok etażerek była szarą tapetą. Natomiast druga ściana była blado-niebieska. Z okna miałam piękny widok na śliczny ogród. Na moim parapecie, stały dwie doniczki z niebieskim i białym kwiatem. Połowę grzejnika, zasłaniała długa do ziemi ciemno-miętowa zasłona. Udałam się do przestrzennej garderoby, utrzymanej w jasnych kolorach. W końcu musiałam się przebrać z mojej ulubionej piżamy. 
Składającej się, z długiej czarnej koszulki,  z nadrukiem białego malutkiego tygryska. Czarnych majtek, i czarnych ciepłych balerinek.
Wybrałam sobie białe rurki, szarawą bluzę, sięgającą trochę dalej niż pod cycki. Szarą smerfetkę, białe kujonki i białe buty emu. Z wybranymi ciuchami udałam się do łazienki. Owe pomieszczenie utrzymane było w barwach jasnego piasku. Weszłam pod biały prysznic, ówcześnie zostawiłam ciuchy na półce. Umalowana wyszłam z łazienki. Wymarzyłam sobie kanapki, które robiła moja babcia. 
Spojrzałam na zegarek. 12:30. Cholera jak późno! Na lodówce zostawiłam kartkę dla tej złej małpy.
Białowłosa małpo!
Mam coś na kształt rozmowy kwalifikacyjnej, więc wrócę około 20:00.
Buziaki ;**** 
Czarnowłosa...


***
Tak! Dostałam się! Nie dość, że dostałam się na wymarzone studia, to jeszcze będę tańczyć w teledysku! Ale kogo dowiecie się później...
Wchodząc do domu, usłyszałam grający telewizor. Wszędzie było ciemno, za przeproszeniem jak w ,,dupie u murzyna''. Weszłam do salonu. Panował tam okropny syf! A rano lśniło tu czystością.
- Czekolada nie zadaje pytań, czekolada rozumie...- co ona znów wygaduje?!
- Ej. Eliz? Co Ci znowu? - Spytałam łagodnie.
- On...Ma...Dziewczynę...- Jej głos łamał się za każdym razem.
- Oj kochanie, miałaś zapomnieć o tym...tym debilu, z orzeszkiem zamiast mózgu.
- Ale mówił, że o mnie nie zapomni!
- Skoro On o tobie zapomniał, to ty zapomnij o nim.
- Ale to nie jest proste...
- No to może, na początek pójdziemy do klubu?
- Dobra - Na jej ustach malował się delikatny uśmiech.
- Leć się przyszykować.
- Tak mamo! - Zasalutowała jak żołnierz.
Tak samo jak młoda, udałam się do pokoju. Wybrałam białą sukienkę, z falbankami z czarnymi zakończeniami i czarnym paskiem w talii. Czarne szpilki, czarną torebkę przez ramię. Kolczyki z dużymi białymi kamieniami.Czarną bransoletkę z białymi małymi kamieniami. Rzęsy przejechałam tuszem. Make-up zrobiłam dość widoczny. Włosy upięłam w warkocza.
Na korytarzu czekała na mnie Eliz. Wyglądała olśniewająco, do tego jej make-up, i fryzura.
- A zapomniałabym! Mam dla ciebie niespodziankę! - Wypiszczałam podekscytowana.
- Patrz, aż jestem mokra z tego powodu! - Wykrzyknęła sarkastycznie.
- Ech! Jeszcze będziesz mi dziękować. - To powiedziawszy, wyszłam na dwór.
- Ciekawe za...- zacięła się widząc przed domem czarne lamborghini.

Natomiast ja zwróciłam wzrok na mojego citroena DS5.
- Twój jest czarny.
- Dzięki!!!!!!!!!
- Ale do klubu jedziemy taksówką.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale! - Warknęłam.
- Dobra, dobra... - Podniosła ręce w geście obronnym.

To be continue...









środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 4

"Spróbuj po prostu żyć. Rozpamiętywanie jest zajęciem starców..."

 Narracja trzecio osobowa...
Zwykłe, karmelowe ściany. Z paroma zdjęciami i rysunkami, wykonane ręką chłopaka, siedzącego na łóżku. Ale, dla Niego, ta ściana była niezwykła. Zwłaszcza jeden zakrywający, tą karmelową ,,ściankę,, kawałek. Było tam zdjęcie. W zwykłej, czarnej ramce, ale dla Niego wyjątkowej. Bo od Niej. Mógł patrzeć się na nie, całymi godzinami. Na zdjęciu, była średniego wzrostu, szatynka z białymi końcówkami,* w jej szarych tęczówkach, widniały ogniki szczęścia. Z śnieżno-białymi, płatkami śniegu na rzęsach i włosach wyglądała uroczo. Ubrana  była w zestaw od jego siostry, czarny T-shirt z nadrukiem lasu. Do tego czarne rurki, opinające jej idealne nogi. Na to założoną, miała brązową kurtkę. Na jej stopach spoczywały carne, ciepłe buty. Przez ramię miała zawieszoną, ciemno-brązową torbę. Na nadgarstku dziewczyny znajdował się złoty zegarek. Jej różowe usta, wyginały się w szczerym uśmiechu. Na jej zwykle bladych policzkach, spoczywały wielkie rumieńce. Obok niej stał wysoki szatyn, o głębokich czekoladowych oczach. Ubrany był w szarą bejsbolówkę, z skórzanymi rękawami i czarnymi guzikami, do tego przy szyi i nadgarstkach miał czerwono-białe paski. Z pod spodu, wystawał biały T-shirt z nadrukiem. W jego uszach, widniały czarne słuchawki z czerwonym kabelkiem i liczbą sześć. Na szyi, miał zawieszony męski wisiorek z rybą. Do szarych spodni z niskim stanem, założył brązowe trapery. Na rzęsach szatyna jak i na włosach, tak jak u szatynki widniały płatki śniegu. Co dodawało mu delikatności. Malinowe usta odkrywały śnieżno-białe zęby. Dookoła nich prószył śnieg. On pamiętał ten dzień doskonale...
Retrospekcja...
- Zayn! Zaczekaj! - Piszczała 14-sto gwiazdkowa hybryda.
- No dawaj, to nie takie trudne! 
- Dobrze wiesz,... że ja nigdy nie jeździłam... na nartach! - ,,Warknęła,, jeżeli próbowanie zaczerpnąć powietrza, i mówienie jednocześnie  jest warknięciem.
- No i... Się nauczysz! - Wykrzyknął wesoło mulat.
- Ale,  jeżeli rodzice mnie zobaczą, nauka pójdzie w las! Może nie jak zobaczy mnie mama, ale tata... I co wtedy będzie z naszą przyjaźnią? - W jej wiecznie radosnych oczach widać było ból - za utratą przyjaciela, oraz strach - przed brakiem nieznanego jej uczucia.
- Teraz się oto nie martw. - W głosie szatyna można było wyczuć lęk... 
Lęk przed utratą Jej...
- Zgoda! - Cudowny głos wyrwał go z otępienia. 
- Zayn, Eliz! Mam aparat! - Do ich uszu doszedł wesoły krzyk siostry Zayna.
Waliyha bo tak jej na imię. Była śliczną mulatką, o średniej długości włosach w kolorze brązu. Ubrana była w jaskrawy żółty sweter. Na jej szczupłych nogach, opinały się ciemne rajstopy. Na głowie miała, czarną czapkę z pomponem. Na stopach miała czarne kozaczki z różnymi wzorkami. Przez szyję miała zawieszony naszyjnik i aparat. 
 - No i? - Spytał mulat odzyskując humor.
- Braciszku. To. Czyli. Aparat. Służy. Do. Robienia. Zdjęć...
- Och! Wiem do czego służy A.P.A.R.A.T! - Warknął z udawanym oburzeniem, na twarzy. - Pytam po co go przyniosłaś.
- Do zrobienia T.O.B.I.E i czarnulce zdjęć!
- Aha...
- Ciołek... - Westchnęła Eliz, na co brązowooka zaśmiała się. 
- Ej! - ,,Oburzył,, się chłopak.
- Ustawcie się... O tak jest dobrze.
- SER! - Wykrzyknęła dwójka nastolatków. Właśnie w chwili, kiedy siostra bruneta robiła zdjęcie, z nieba zaczął prószyć śnieg. Wyglądało to naprawdę magicznie. Ale, to co piękne szybko się kończy...
Nagle twarz brunetki pobladła. Wskazała miejsce za demonem i hybrydom...
Koniec retrospekcji...
Właśnie w chwili, gdy mulat przypominał sobie tamtą scenę, do jego pokoju wpadł nie kto inny jak BATMAN!!!! Nie no, był to Louis przebrany za batmana z patelnią na łbie. Stał dumnie, patrząc w dal i bełkocząc coś pod nosem.
- Lou?
- Tak Mademoiselle?
- Po pierwsze nie jestem kobietą. Po drugie jesteś pijany?
- Nie! Nudziło mi się.
- Z kim ja mieszkam...-westchnął ciężko szatyn.
- Ej! - Brunet chciał ,,oburzony,, wyjść z jego pokoju gdy nagle, odwrócił się i rzekł:
- Spróbuj po prostu żyć. Rozpamiętywanie jest zajęciem starców...
- Ale? Skąd? Ty... - Pytał zdezorientowały chłopak.
- Nie znam cię od dzisiaj Zayn... - Po czym, po prostu wyszedł.
- Dzięki Lou... - Szepnął szatyn sam do siebie, po czym opadł na łóżko ciężko wzdychając. Sięgnął do kieszeni swoich ciemnych rurek po telefon. Wybrał ostateczny numer...
- Perrie?
Wtedy nie wiedział, że wraz z tym telefonem może zaważyć to na jego przyszłości.
---------------------------------------------------------------------------------
Sorry jeden dzień później. Nie zwalam tego na naukę. Bo przyznajmy szczerze nie uczę się... (ale o tym cicho szaaaaaa..............) A więc O to i rozdział czwarty.
*Wtedy Eliz miała brązowe włosy z białymi końcówkami...
Komentujcie jeśli czytacie Plisssssssssssssss................. <3