Ile was tu było:

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rodział 5 cz 3

,,Pogódź się ze swoją przeszłością, żeby nie niszczyć teraźniejszości."

 Wszystkie rozdziały które do tej pory napisałam, zostały zaktualizowane.
Więc nie bądźcie zdziwieni gdy będzie trochę inaczej niż było do tej pory.
----------------------------------
Dalszy ciąg retrospekcji perspektywy Rozalinde...
W głowie mi huczało od głośnej muzyki.
Siedziałam przy barze popijając drinka za drinkiem.
Co jakiś czas śmiałam się perliście.
Ten farbowany blondynek, (jak się później okazało, miał na imię Niall i był Irlandczykiem)
 rozbawiał mnie do łez.
Jego śmiech był najlepszym śmiechem jaki kiedykolwiek słyszałam.
- Skądś cię kojarzę. - Wybełkotałam ni z gruszki ni z pietruszki.
Zmarszczył brwi, po czym na jego ustach wykwitł wesoły uśmiech.
Zamglony wzrok zwrócił na mnie,a palec wskazując prawej ręki przyłożył do swoich ust.
Nachyliłam się, nasze nosy stykały się ze sobą.
- Tajemnica... - Wybełkotał po chwili ciszy.
Oboje roześmialiśmy się (sama nie wiem z czego).
Po czułam jak ktoś puka w moje ramię.
Odwróciłam swoje brązowe tęczówki w stronę znanej mi białej czuprynki.
Z jej przenikliwych szaroniebieskich oczu, lały się strużki łez.
Mój umysł od razu wytrzeźwiał. 
Szybko wygrzebała z torebki parę banknotów, i rzuciłam je obok nie dopitej szklanki Whisky.
Wcisnęłam mały rulonik do ręki blondyna gdy zauważyłam, że chce mnie zatrzymać.
 Posyłając mu przepraszający uśmiech, zebrałam moje i Elizabeth rzeczy.
 Chwytając moją przyjaciółkę pod ramię szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia.
 Wreszcie odetchnęłam świeżym powietrzem.
- Jaka śliczna tęęęęęęczaaa... - Dziewczyna potykając się o własne stopy wskazała park na przeciwko klubu. K***a znowu za dużo się nachlała.
 - To ne tęcza Eliz...
- Czyyyyyli chceeeesz miii pooooowieeeedzieć, że móóóóój koooootek toooo nieeeee dym? - Walnęła od czapy.
- Pijana jesteś jeszcze gorsza niż moja matka podczas ciąży. I tak właśnie to chcę ci powiedzieć... 
- westchnęłam, sadzając przyjaciółkę na pobliskiej ławce.
- A teraz powiesz mi co jest grane?
- Może...
- Proszę. Powiesz mi?
- Wiesz...powiem ci jeżeli pójdziemy do supermarketa!
- Supermarketu. - poprawiłam ją odruchowo.
- Ojć! - zaśmiała się histerycznie.
****
- To tu! To tu! - moja ,,siostrzyczka'' właśnie skakała w miejscu,
 jednocześnie klaszcząc w ręce.
Zafascynowana patrzyła w wielki szyld całodobówki.
Gdy weszłyśmy do budynku, omiótł nas zapach ,,świeżych'' produktów. 
- Kasa piąta została zamknięta. - odezwał się głos jakiejś kobiety przez mikrofon.
Moja twarz zapewne wyglądała jak dojrzała piwonia. 
Spytacie się dlaczego?
Otóż moja przyjaciółka, po usłyszeniu informacji, klęknęła na obydwa kolana i składając pokłony przed powietrzem, krzyknęła:
- Bóg przemówił!
Chwytając ją pod łokieć, pociągnęłam dziewczynę w górę. 
Staruszka (co ona kurde, robi w środku nocy w supermarkecie?!) popatrzyła na nas krzywo.
- Po policje zadzwonię jak jej nie uspokoisz. - pogroziła mi palcem.
Zacisnęłam usta w wąską linię, żeby się nie roześmiać.
- Tak jest psze pani...
- No ja myślę. - to powiedziawszy odeszła kręcąc tyłkiem...
- Wychodzimy. - warknęłam w stronę przyjaciółki.
- Bu! - wydęła dolną wargę.
 **********
- A teraz mów czemu płakałaś.
- Pierw zjem.
- Uh...okey.
Usiadłam obok przyjaciółki, popijając swoją wodę mineralną.
 - Mniam... - westchnęła dziewczyna.
- No więc...powiesz mi o co chodzi.
- Ja...jestem słaba. Bardzo słaba. Chociaż mówię sobie, to nic, że go nie ma. To ja...wiem, że nie daje rady. Gdy widziałam go w telewizji lub na plakatach, czy słuchałam jego głosu... - przełknęła ślinę by kontynuować - ...łzy nie napływały mi hektolitrami do oczu. Ale...gdy zobaczyłam go z tą suką...tego było już za dużo. Nawet jak dla mnie. - pociągnęła nosem, ocierając łzy z policzków.
- Że z kim był?!
- Perrie Edwards...
- Zajebie sukinsyna...No po prostu zajebie!
- Spokojnie...
- Jak mam być spokojna, skoro moja najlepsza przyjaciółka cierpi!?
- Nie krzycz na mnie. - warknęła wstając z ławki. Szybko opuściłam ręce w dół, (kiedy ja je podniosłam?) mimo wszystko była z królewskiego rodu, więc musiałam się jej posłuchać.
- Przepraszam. - szepnęłam schylając głowę. 
Moje stopy, były w tym momencie, bardzo interesujące.
- Jeju...przepraszam. Po prostu...OH! Mam zjebany humor okey?
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się smutno, w stronę załamanej dziewczyny. - Powiem Ci coś w tajemnicy. Pogódź się ze swoją przeszłością żeby, nie niszczyć teraźniejszości.
 - Tyle razu już to słyszałam, że nie robi to na mnie wrażenia. 
- Ej! - żartobliwe walnęłam ją w ramie. 
- Głupek.
- A teraz na poważnie, co do niego czujesz?
- Ja... go chyba kocham...
- Chyba czy nadal? Dobra, nie ważne bo znowu złapiesz doła.
- No właśnie.
- Może na poprawę humoru kupimy gitary?
- O tej godzinie? - spytała sarkastycznie.
- To, wyczarujemy je sobie. 
- Oh...Okey.
****************
- Jesteś wariatką mogli nas złapać!
- Na czym? Na czarowaniu? - spytałam retorycznie.
- Dobra nie ważne. A tak na marginesie, nigdy nie rozstanę się z tymi gitarami. - Ja mam gorzej... - burknęłam.
- Dlaczego?
- Umiem grać tylko na skrzypcach, co i tak nie jest perfekcyjną grą. 
A i na dodatek skrzypce są do dupy.
- Trzeba było się uczyć.
- Przypomnij mi, jakie są to rodzaje gitar.
- Gitara klasyczna i basowa. A jeżeli się nie mylę, to są skrzypce elektryczne.
- Tak.